Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Łodzian śledzą tysiące kamer. Monitoring zapewni bezpieczństwo?

Jolanta Sobczyńska, Piotr Brzózka
archiwum/Dziennik Łódzki
Kamery to gorący temat w Łodzi. Przed miesiącem MPK zakończyło montowanie sprzętu. W czwartek Łódź uruchomiła system kamer pilnujących wjazdu na zamkniętą dla ruch część Piotrkowskiej. Za miesiąc, może dwa, ma zostać ogłoszony przetarg na budowę wielkiego systemu monitoringu, który będzie nadzorował łódzkie ulice. Pewne jest jedno, od tego trendu nie ma już odwrotu.

Kamery montuje straż miejska, policja, rozmaite służby specjalne (o istnieniu urządzeń należących do tych ostatnich osoby postronne z pewnością nie mają szans się dowiedzieć), MPK, spółdzielnie mieszkaniowe, szkoły, sklepy, firmy ochroniarskie, tysiące zwykłych firm, instytucje, banki. Idzie w tysiące. Niektóre z systemów są inteligentne, nowoczesne, inne to prymitywne urządzenia rejestrujące obraz na taśmie (która, często się zdarza, ginie, lub kasuje się, gdy akurat raz na sto lat jest potrzebna).

Straż Miejska w Łodzi korzysta z dziesięciu, a w zasadzie jedenastu kamer monitoringu. Tyle, że strzegą one przede wszystkim... zmarłych. Większość kamer jest zainstalowana na cmentarzach oraz w pobliżu pomników - głównie żydowskich. Nie jest to zarzut w stosunku do samych strażników. Gdy w 2009 roku zakładano pierwsze kamery, sami funkcjonariusze mieli nikły wpływ na ich umiejscowienie. Monitoring był pomysłem ówczesnego prezydenta Łodzi, Jerzego Kropiwnickiego. Ten postanowił zaś, że kamery będą chroniły dobrego imienia Łodzi, która próbowała utrzymywać więcej niż poprawne stosunki z Izraelem. I tak kamery trafiły między innymi na skrzyżowanie ul. Krzemienieckiej i Bandurskiego, na Wygodną 1, Karolewską 55b, Wojska Polskiego 162, Oblęgorską 9, Zmienną, oraz Podrzeczną 9 i aleję Pamięci (stacja Radegast). Dwie kamery pilnowały jednego miejsca, czyli pomnika w Parku Ocalałych. Najciekawsze, że nie notowano tam zdarzeń, które mogłyby uzasadniać tak pilne obserwowanie tych miejsc.

Dariusz Grzybowski, obecny komendant Straży Miejskiej, twierdzi, że nie mógł nie zauważyć tego kuriozum. Na początku 2011 roku zapowiedział, że co najmniej cztery z dziesięciu kamer przeniesie. Ilość będzie zależała od możliwości finansowych. Jedna taka operacja kosztuje bowiem około 15 tys. zł. Na razie jedna z kamer (ta z Radegastu) została zdjęta i przeniesiona w okolice domu handlowego Magda na Piotrkowskiej. Kolejne mają trafić na skrzyżowanie ulic Piłsudskiego z Kilińskiego (okolice Galerii Łódzkiej). Jedna z tych kamer będzie przeniesiona z Parku Ocalałych. Zostaje jeszcze tylko kwestia delikatnej rozmowy ze środowiskiem żydowskim...

Inne względy wpłynęły zaś na zainstalowanie kamery Straży Miejskiej na ulicy Brzezińskiej, przy skrzyżowaniu z ulicą Janosika. To odprysk pilotażowego programu, który miał kontrolować samochody wjeżdżające do Łodzi. Chodziło tu o odczyt z tablicy rejestracyjnej. Władze chciały wiedzieć, ile aut (szczególnie ciężarowych) wjeżdża do miasta i - w domyśle - niszczy nasze drogi. Skończyło się jednak na jednej kamerze, która wykorzystywana była w wyjątkowych sytuacjach.

Ale to ma się zmienić. Straż właśnie dostała 18 mln zł z Unii Europejskiej (miasto dołoży kolejne 6 mln zł) na system monitoringu miejskiego. Kamery będą instalowane na drogach wjazdowych do Łodzi oraz na głównych skrzyżowaniach. W styczniu ma być ogłoszony przetarg. System powinien być zamontowany do końca 2013 roku. W Łodzi w sumie mają pracować 83 kamery. Inteligentny system będzie wyszukiwał na ulicach numery rejestracyjne samochodów skradzionych i poszukiwanych. Będzie mierzył średnią prędkość między skrzyżowaniami, co jest skutecznym i regularnym sposobem wyłapywania piratów drogowych. Dużo lepszym, niż tradycyjne fotoradary, czy policyjne łapanki z "suszarką". System może wyłapywać również inne niebezpieczne manewry. Straż miejska myślała nawet o tym, by w ramach tego unijnego projektu kupić kamery, które są w stanie ściągnąć nasze dane biometryczne. Czyli np. na podstawie rysów twarzy sprawdzić tożsamość sprawcy osoby nagranej.

Odczyt będzie robiony przez 24 godziny. Na stanowisku w straży usiądzie zaś dwudziestka dodatkowych ludzi, którzy będą oglądali obraz z kamer. System ma być ściśle skorelowany z policją i strażą pożarną. Bo i tym służbom może się okazać bardzo przydatny. Na przykład w razie dużego pożaru w mieście, będzie można zlokalizować i zatrzymać na rogatkach cysternę z łatwopalną substancją.

Łódzki magistrat wydał 900 tysięcy złotych na System Ochrony Stref Ograniczonego Ruchu w Łodzi (wielkimi literami, bo to taka nazwa). Co to jest SOSORwŁ? To system składający się między innymi z 14 kamer. Zainstalowano je we wrześniu, choć dopiero wczoraj zaczęły pracę. Wszystkie na wyłączonym z ruchu odcinku Piotrkowskiej, wszystkie przy przecznicach dochodzących do deptaka, na odcinku między placem Wolności i aleją Mickiewicza. Jak sama nazwa wskazuje, głównym zadaniem tych kamer nie jest pilnowanie mocno nadwątlonego bezpieczeństwa pieszych na Piotrkowskiej. A jeśli już, to nie przed chuliganami, lecz przed śmiercią tragiczną pod kołami auta nielegalnie jadącego ulicą Piotrkowską. Głównym zadaniem kamer jest odczytywanie numerów rejestracyjnych samochodów wjeżdżających na Piotrkowską. Jeśli okaże się, że do numeru rejestracyjnego nie jest przypisany numer identyfikatora uprawniającego do wjazdu na deptak, kierowcy zostanie wystawiony mandat. Od 100 do 500 zł. System ma być też wykorzystywany do pomiarów ruchu czy identyfikacji samochodów poszukiwanych, ale wydaje się, że w głównej mierze będzie narzędziem zbierającym dowody do wystawienia mandatu. W każdym razie ma załatwić problem, z którym wcześniej nie uporała się na Piotrkowskiej straż miejska. Zobaczymy, czy za pomocą kamer uda się z deptaka wyrugować tzw. święte krowy.

A czy istniejące wcześniej systemy (wspomniany, należący do straży, oraz policyjny) są w stanie zapewnić bezpieczeństwo w mieście? Do czego w ogóle są wykorzystywane? Straż miejska twierdzi, że można zidentyfikować delikwenta stojącego w odległości jednej przecznicy od kamery. Raz w miesiącu policja nawet zwraca się do straży o udostępnienie nagrania z monitoringu. Na ile jest to materiał przydatny dowodowo? Strażnicy nie wiedzą. Poza tym straż miejska kontroluje dzięki nim, czy ktoś na ulicy Piotrkowskiej nie parkuje na kopertach dla niepełnosprawnych. Na oku mają też nielegalnych handel przy cmentarzach i spokój na przystankach autobusowych.

Swoje kamery ma też policja. W liczbie 26. Ich obsługą zajmuje się komenda miejska, w której mieści się stanowisko monitoringu miasta. Obsługą zajmują się cywilni pracownicy policji oraz strażnicy miejscy. Policja zapewnia, że teren objęty monitoringiem obserwowany jest 24 godziny na dobę. Dzięki temu średnio dziennie udaje się zarejestrować około 10 zdarzeń. Kamery zamontowane są w Śródmieściu, głównie w rejonie ulicy Piotrkowskiej. Gdzie dokładnie? Policja nie podaje tego, z - cytujemy - "oczywistych powodów". Na co dzień kamery spełniają kilka funkcji. Rejestrowany materiał jest często wykorzystywany w postępowaniach, jako uzupełnienie materiału dowodowego. System używany jest w weekendowe wieczory albo podczas większych imprez, aby wychwytywać i śledzić zachowanie większych grup agresywnych osób, a w razie czego interweniować. Czasem pozwala też złapać przestępcę na gorącym uczynku. Jako jedną z ostatnich historii z wykorzystaniem miejskiego monitoringu funkcjonariusze podają napad na pracownicę jadłodajni przy ul. Zielonej (a więc wiemy już, że gdzieś w tej okolicy pracuje policyjna kamera). Zarejestrowane obrazki z kamer zostały wykorzystane m.in. do typowania sprawcy.

Moda na kamery nie ominęła miejskiego przewoźnika. Tej jesieni MPK zamontowało kamery w swoim taborze. I nie mówimy tu o detalu, o nie. Monitorowane są 183 pojazdy. A kamer jest w nich... 1264, a więc średnio po siedem w jednym wozie. Dodatkowo w każdym zamontowano zestaw nagrywający oraz monitor LCD, na którym kierowca może obserwować sytuację w pojeździe.

20 kamer MPK zainstalowało też na pętlach autobusowych (Wydawnicza, Świtezianki, Kusocińskiego, Janów, Maratońska, 11 Listopada, Rojna, Karpacka, Szczecińska Cmentarz) i tramwajowych (Dąbrowa, Augustów, Kurczaki, Szczecińska, Wyszyńskiego, Pabianicka IKEA). Kamery są też wreszcie na przystankach linii nocnych na ulicy Kościuszki.

Nad całością czuwa centrum monitoringu, utworzone w siedzibie nadzoru ruchu MPK. System ma znaczenie, wydaje się, głównie prewencyjne, odstraszające. MPK nawet nie ukrywa, że nie jest w stanie przez 24 godziny monitorować obrazu z 1264 kamer. Dlatego przewoźnik zdaje się na obywatelską czujność i współpracę pasażera z kierowcą i obsługą systemu monitoringu. Pasażer współpracujący, to taki który ma wklepany w swoją komórkę numer 604 559 407. To właśnie pod ten numer, telefonicznie bądź esemesem można zgłosić do MPK, na którą kamerę nadzorujący powinni się patrzeć. MPK widzi to tak: "Jeśli pasażer czuje się zagrożony, na przykład zachowaniem grupy agresywnych osób, wysyła SMS, wpisując w pierwszej kolejności numer pojazdu oraz krótką informację o sytuacji". Wówczas dopiero do akcji wkracza dyżurny MPK, który on-line łączy się z pojazdem i obserwuje sytuację. Może powiadomić policję. MPK przekonuje: "Nagrany materiał pozwoli na wyjaśnienie konfliktowych sytuacji, może również stanowić materiał dowodowy w prowadzonych sprawach".

Problem w tym, że w sytuacji rzeczywiście konfliktowej pasażer może nie mieć czasu na wysyłanie esemesów. Nie mówiąc o sytuacjach, w których w ogóle lepiej nie wyciągać komórki. Zwłaszcza na oczach wspomnianej grupy agresywnych osób. Wtedy pozostaje po staremu zdać się na kierowcę.

Projekt wart był prawie 3,8 miliona złotych, z czego 2,6 miliona to dofinansowanie z urzędu marszałkowskiego.

WW skuteczność monitoringu uwierzyła również Spółdzielnia Mieszkaniowa im. Reja w Łodzi (osiedle Żubardź). Do końca lipca 2012 roku (a może już wiosną) administrowane przez SM osiedle będzie strzec ponad 50 kamer. Będą zainstalowane przy klatkach schodowych oraz przy skwerach. Inwestycja ma kosztować około 650 tys. zł. Do tego dojdzie jeszcze kwota (nie jest jeszcze ustalona) na zatrudnienie firmy ochroniarskiej, która będzie obserwowała obraz z kamer. Po co na osiedlu monitoring? Dla bezpieczeństwa. Spółdzielnia miała problem z włamaniami do samochodów. Jej zasoby leżą też w dość newralgicznym miejscu, bo na styku wpływów dwóch łódzkich klubów piłkarskich. ŁKS i Widzew walczą tu zarówno na pięści, jak i na napisy. A za usuwanie graffiti musiała płacić spółdzielnia. Inaczej straż miejska da im mandat. Mieszkańcy zaś nie są zachwyceni burdami pod oknem.

Prezes "Reja", Zenon Pabjańczyk, nim zdecydował się na inwestycję, zrobił referendum wśród mieszkańców. Pytał, czy chcą oka Wielkiego Brata na osiedlu. Na 1.400 zapytanych lokatorów blisko 95 procent powiedziało, że tak.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Transport ogromnego generatora ulicami Grudziądza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto