Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Joanna potrafiła zjednywać sobie ludzi - rozmowa z mec. Zbigniewem Wodą

Joanna Leszczyńska
Joanna Agacka-Indecka cieszyła się powszechną sympatią
Joanna Agacka-Indecka cieszyła się powszechną sympatią fot. archiwum
W jakich okolicznościach dowiedział się Pan o tym, że mec. Joanna Agacka-Indecka zginęła w katastrofie lotniczej?

Mec. Zbigniew Woda, wicedziekan Okręgowej Rady Adwokackiej w Łodzi: - Dostałem esemes od kolegi, który jest członkiem Naczelnej Rady Adwokackiej, że Joanna uczestniczyła w delegacji do Katynia. Początkowo łudziłem się, że poleciała z dziennikarzami, a nie z prezydentem i dzięki temu przeżyła. Ale to było czepianie się ostatniej nadziei. Wszystko wskazywało na to, że poleciała jednak z prezydentem, gdyż była przez niego zaproszona do udziału w tych uroczystościach. Poleciała, bo uznała, że adwokatura polska powinna być tam obecna. Ale dopiero kiedy pojawiła się oficjalna lista osób, które wsiadły do prezydenckiego samolotu, miałem całkowitą pewność, że Joanna nie żyje. Ta wiadomość lotem błyskawicy obiegła nasze środowisko. Wymienialiśmy się z kolegami esemesami, dzwoniliśmy do siebie. Wszyscy byli wstrząśnięci.

Podobno, zanim wsiadła do samolotu, skontaktowała się jeszcze z mężem Krzysztofem Indeckim, profesorem prawa karnego na Uniwersytecie Łódzkim?

Tak, zadzwoniła do męża, że dojechała do Warszawy.

Rozmawiał Pan po tej tragedii z jej mężem?

Rozmawiali z nim mój kolega mec. Dariusz Wojnar, członek NRA, i mec. Andrzej Pelc, dziekan łódzkiej ORA. Zaoferowaliśmy mu wszelką pomoc, ale na razie podziękował. Bardzo ciężko to przeżywa. Joanna osierociła 13-letnią córkę. Joanna zajmowała się głównie sprawami karnymi. Wczoraj miała bronić z mec. Michałem Gąseckim w sprawie karnej w łódzkim Sądzie Okręgowym. Już nie włoży adwokackiej togi.

Kiedy poznał Pan mecenas Agacką-Indecką?

W Łodzi w latach 90., jako aplikantkę. Byłem wtedy jedną z osób, prowadzących szkolenia aplikantów.

Czy się wyróżniała wśród aplikantów?

Zawsze była niezwykle staranna w tym, co robiła. Wszystko jedno czy to była jej ulubiona dziedzina, czy też nie.

Tej obowiązkowości i staranności zawdzięczała karierę?

Miała wiele dobrych cech. Ja najbardziej ceniłem jej pracowitość i intelekt. Miała też umiejętność znakomitego układania sobie stosunków z ludźmi. Niewątpliwie zrobiła błyskawiczną karierę. Po 11 latach pracy w zawodzie adwokata została prezesem Naczelnej Rady Adwokackiej. To była osoba predestynowana do wielkich celów. Powiedziałbym, że miała instynkt państwowy. Prezesem NRA została w wieku 44 lat. Nie mieliśmy tak młodego prezesa, ale tak dobrego też nie. Gdyby nie to tragiczne wydarzenie, jej kariera jeszcze bardziej by się rozwinęła.

Na czym polegała wyjątkowość pani mecenas jako prezesa NRA?

Była niezwykle aktywna. Dobro adwokatury stawiała na pierwszym miejscu. Udało jej się utrzymać samorządność adwokatury, mimo zakusów władzy wykonawczej. Walczyła o poprawę działania wymiaru sprawiedliwości, układając sobie doskonale stosunki z prezydentem, ministrem sprawiedliwości, rzecznikiem praw obywatelskich i z komisjami sejmowymi. W lutym została powołana do komisji kodyfikacyjnej prawa karnego.

Była aktywnym adwokatem, prezesem NRA, żoną i matką. Narzekała na nadmiar obowiązków i zmęczenie?

Nie, chociaż godziła bardzo absorbujące obowiązki zawodowe, samorządowe i rodzinne. W dodatku te obowiązki samorządowe wymagały wyjazdów do Warszawy. Przy każdej okazji próbowałem jej współczuć i nie usłyszałem żadnej skargi. Nie wyobrażam sobie, jak to godziła, ale godziła, i to z sukcesami.

Była osobą przebojową?

To nie jest chyba dobre określenie dla Joanny. Przebojowość kojarzy mi się z rozpychaniem łokciami. Ona nie miała takiej cechy. Robiła swoje i to jej wychodziło. Miała posłuch u ludzi.

Jak jej się to udawało, była przecież osobą młodą?

Była szczera w tym co robiła. Konkretna. Potrafiła znakomicie przedstawić swoje racje i zamierzenia, bo była doskonałym mówcą. Kiedy została prezesem NRA, nie zmieniła się w stosunku do kolegów. Nie przejawiała żadnych dygnitarskich cech. Stąd powszechna sympatia do niej.

Na zdjęciu widać, że miała ujmujący uśmiech. Często go było widać na jej twarzy?

Zawsze. Te wszystkie jej dobre cechy były okraszone kobiecym ciepłem. Tą cechą zjednywała ludzi. To co mówię sprawia, że jawi się ona jako postać posągowa, ale ona taka nie była. Była przyjazną, mądrą i życzliwą osobą. Trudno mi się przyzwyczaić mówić o niej w czasie przeszłym.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Michał Pietrzak - Niedźwiedź włamał się po smalec w Dol. Strążyskiej

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto