Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Filip Kenig: piłkarze i koszykarze, to jeden worek

Redakcja
Filip Kenig
Filip Kenig Agnieszka Siemińska
Filip Kenig, koszykarz i jeden z właścicieli Łódzkiego Klubu Sportowego SA opowiada o szansach na awans i trudnościach prowadzenia klubu.

Piotr Trepka wierzy w awans


Robert Zwoliński: Jak się czujecie po tych dwóch wygranych meczach z MKS-em? Ciśnienie "zeszło"?


Filip Kenig:
Ciśnienie zeszło z nas już po tym pierwszym meczu przegranym w Dąbrowie. Drugie spotkanie tam zagraliśmy już w zasadzie tak samo, jak te w Łodzi.

Dwa tak dobre mecze w Łodzi, również świetne trzy kwarty w drugim spotkaniu w Dąbrowie. Przed decydującą batalią jesteście faworytami?

Od początku tej rywalizacji nie ma faworyta. Obie drużyny mają świadomość, że są bardzo równymi zespołami i w zasadzie będą decydowały niuanse. Jednakże, tak jak przed meczami w Łodzi, to MKS był w lepszej sytuacji, tak teraz piłeczka jest po naszej stronie. My po przegranych w Dąbrowie mieliśmy prawie dwa tygodnie, żeby się pozbierać, odnaleźć psychicznie, poprawić błędy. Dąbrowa ma tak naprawdę jeden dzień treningowy, bo wątpię, żeby dzisiaj [rozmowa została przeprowadzona 2 maja] trenowali. To byłoby samobójstwem po dwóch ciężkich spotkaniach. Tego czasu mają mało i choćby z tego względu my jesteśmy faworytami. Z drugiej strony oni grają u siebie, a jak wiadomo własne ściany pomagają gospodarzom, więc szanse są 50:50.

Piotrek Trepka mówił wczoraj, że udało Wam się zrobić, coś czego wcześniej nikt nie zrobił - pokonaliście Dąbrowę dwa razy z rzędu, więc teraz także pora pokonać MKS w ich hali.

W tamtym sezonie w ostatnim meczu sezonu wygraliśmy w Dąbrowie, w obecnych rozgrywkach dwa razy byliśmy tego bardzo blisko, bo i w lidze i w play-offach mieliśmy ich na widelcu. Musimy się więc przełamać. Najważniejsze jest to, że nie ma już mowy o jakimś kompleksie Dąbrowy. Poukładaliśmy się mentalnie i jesteśmy gotowi do tego meczu.

I macie Bartłomieja Szczepaniaka...

Jest oczywiście Bartek, ale u nas przez cały sezon grał zespół i tak do końca pozostanie. Bartek zagrał trzy mecze z MKS-em na bardzo dobrym poziomie, ale i Marcin Salamonik jest w końcówce sezonu rewelacyjny. To są zawodnicy, którzy ciągnę grę w ataku, jednak naszym atutem jest wyrównany skład. Kuba Dłuski i Krzysiek Sulima "mordują" rywali pod koszami, Piotrek Trepka i Michał Krajewski nie dają rozgrywającym drużyny przeciwnej rozwinąć skrzydeł, Krzysiek Morawiec ma dużo doświadczenia i w ważnych momentach potrafi trafić za trzy punkty, Darek Kalinowski jest takim nieustępliwym, ciężkim do bronienia zawodnikiem. Tak więc na każdej pozycji jesteśmy gotowi do walki i jesteśmy już na tyle doświadczoną drużyną, że jeśli jednemu z nas idzie, to gramy wszystkie piłki do niego, dopóki się nie wystrzela. Na szczęście ani Marcin Salamonik, ani Bartek Szczepaniak się nie wystrzelali i liczymy, że w tym piątym meczu oni też pociągną grę.

Marcin Salamonik i Krzysztof Sulima, to zawodnicy nowi, którzy przyszli przed tym sezonem, mieli zastąpić Daniela Walla. Na finiszu sezonu można już powiedzieć, że się sprawdzili?

Przede wszystkim zmieniliśmy trochę sposób grania. Zespół został tak ustawiony, żeby na każdej pozycji było po dwóch równorzędnych zawodników. W poprzednim sezonie graliśmy cały sezon na trzech wysokich - Daniel Wall, Kuba Dłuski i ja. W końcówce każdy występował po 20-25 minut w meczu. W tej chwili zmieniło się to o tyle, że Kuba Dłuski z Krzyśkiem Sulimą grają po ok. 20 minut, Marcin Salamonik 30-35 minut, a w czasie kiedy on odpoczywa, żeby móc dalej nękać przeciwników, to ja go zastępuję. Szyki pomieszała nam też trochę kontuzja Bartka Bartoszewicza, będącego ważnym ogniwem drużyny. W meczach z Dąbrową mógłby pomóc wyłączyć z gry Piechowicza, który robi nam sporo krzywdy swoją grą, a tak musimy go inaczej powstrzymywać.

Można powiedzieć, że zrobiliśmy drużynę średniaków, po to, żeby Piotrek Zych mógł to poukładać, stworzyć zespół z charakterem, który będzie stać na awans.

Wspomniany Bartek Bartoszewicz, to jeden z młodego pokolenia Ełkaesiaków.

Kiedy my się pojawiliśmy w ŁKS-ie, wytworzyła się taka dziura pokoleniowa, kilka roczników zawodników nam "uciekło". W tej chwili staramy się to naprawiać i Bartek jest tego przykładem, iż można wychowanka wprowadzać do zespołu. Teraz ma kontuzję, ale wierzymy, że po powrocie do zdrowia będzie grał na wysokim poziomie. Przede wszystkim szukamy też kolejnych młodych graczy, mogących wejść do drużyny. Jest Marcin Kuczmera, dający sobie świetnie radę na treningach, jest też z zespołem Dominik Binkowski. To, że nabierają doświadczenia, trenując z drużyną seniorów, widać po ich grze w rozgrywkach młodzieżowych.

Liczymy też, że zawodników z roczników 94, 95, 96, czy 97 - którzy trenują w przygotowaniu o system szkolenia przez nas wytworzony - za trzy-cztery lata będziemy mogli wprowadzić kolejnych graczy do drużyny. Należy zauważyć, że w tej chwili w ŁKS-ie gra i tak sporo wychowanków - Bartek Szczepaniak, Michał Krajewski, ja też jestem. Ważna jest właśnie taka stabilność w zespole. Tacy zawodnicy jak Piotrek Trepka, czy Krzysiek Morawiec są w drużynie już czwarty sezon, kibice ich znają, lubią. Kuba Dłuski gra trzy sezony, Darek Kalinowski dwa. I tylko Marcin Salamonik i Krzysiek Sulima są pierwszy rok. Jesteśmy zatem stabilni jeśli chodzi o skład, a co najważniejsze, budujemy drużynę za stosunkowo niewielkie pieniądze. Porównując budżety klubów I ligi, to jesteśmy w okolicach 10-12 miejsca. Można wygrywać za rozsądne pieniądze.

Jeśli chodzi o te pieniądze, to kibice obawiają się, że w przypadku awansu i piłkarzy i koszykarzy, to Pan i Kuba Urbanowicz - fani koszykówki, część z pieniędzy, jakie będzie przysługiwać piłkarzom z transmisji telewizyjnych, postanowicie przeznaczyć na koszykówkę.

Te pieniądze są w jednym worku. Piłka nożna to jest cały czas wielka dziura, do której cały dorzucamy pieniądze. Wbrew pozorom, koszykówka lepiej się bilansuje. Na pewno nie będziemy szaleć, bo jeśli weszlibyśmy do ekstraklasy koszykarskiej, to trzon drużyny zostanie. Myślimy o maksimum dwóch zawodnikach, trzech to byłoby już istne szaleństwo w naszym wykonaniu. Chcemy dać szansę tym chłopakom, którzy weszliby do ligi.

Jest szansa, że liga będzie zamknięta, więc kluby nie musiałyby się ścigać w sprowadzaniu 6-7 anonimowych Amerykanów, po to, żeby na siłę robić wyniki. Takie pieniądze można wtedy przeznaczyć na zrobienie oprawy, szkolenie polskich zawodników, wprowadzanie ich do zespołu. Kibice by się z tym bardziej identyfikowali, a my jesteśmy przykładem takiego klubu. Nasi gracze, to nie jest kolejny anonimowy Smith.

A problemy z budżetem póki co mamy cały czas, szukamy inwestorów. To co mnie boli przy koszykówce, to fakt, że kibiców ciągle jest tak naprawdę niewielu. Mamy małą halę, która na ważnych meczach się zapełnia, ale miło by było, żeby ta hala na każdym spotkaniu była pełna. Jesteśmy częścią ŁKS-u tak samo jak piłkarze, koszykarki, czy siatkarki. Naszym celem jest zbudowanie klubu wielosekcyjnego, dającego kibicom rozrywkę przez kilka dni w tygodniu i miło by było, gdyby oni mogli to docenić. Fani z jednej strony mówią, że kochają ŁKS, a z drugiej strony chłopcy z "przeplatanką" w sercu gonią za pomarańczową piłką, a później kibice ich obrażają po porażkach i to jest przykre.

Piotrek Trepka mówił przed sezonem, że fajnie byłoby wywalczyć awans w Atlas Arenie. Tego już na pewno nie da się wykonać, ale czy jest szansa, że w tych rozgrywkach - podobnie jak w poprzednich - zagracie chociaż raz w Arenie? Kibiców przyszło wtedy zdecydowanie więcej.

Faktycznie, było ich więcej. Było to jakieś wydarzenie - ŁKS grał w Atlas Arenie, poza tym, to lepszy standard widowiska, ale nie mamy pozwolenia na organizowanie imprez masowych w tej hali. Trzeba by to w trybie natychmiastowym załatwiać - w tamtym roku pomógł nam Urząd Miasta, bo nie z naszej winy hala została wyłączona z użytkowania. Dwa, to koszty wynajmu Areny są kosmiczne, a trzy, my jako koszykarze niespecjalnie lubimy grać w takich obiektach. Taki sam problem mają siatkarki Organiki, siatkarze Skry, czy kadra koszykarzy. Ta hala się do takiego sportu nie nadaje, ktoś wymyślił, żeby tam zrobić bieżnię lekkoatletyczną i zepsuł fajną halę. Ja tam chodzę z miłą chęcią na koncerty, wydarzenia kulturalne, ale myślę, że sportu w tej hali nie będzie. Łodzi jest natomiast potrzebny taki obiekt, jak chociażby hala w Dąbrowie Górniczej, typowo sportowa, na ok. 2,5-3 tysiące widzów. Na meczach ekstraklasy koszykówki mogłaby być pełna.

Wracając do tego decydującego meczu z Dąbrową, mobilizujecie się jakoś specjalnie? Może Marcin Gortat Wam w tym pomaga?

Nie, to nie chodzi o to, żeby urządzać jakieś szopki. Marcin oczywiście trzyma za nas kciuki, ale to my musimy się skoncentrować, postawić swoje warunki od początku do końca. Zagrać twardo i konsekwentnie w obronie. Pamiętam, że jak rok temu jechaliśmy do Zielonej Góry na decydujące spotkanie, to nie byliśmy przekonani, że możemy ich pokonać. Wiedzieliśmy, że to jest bardzo mocny zespół. Teraz natomiast wierzymy mocno we własne umiejętności i sukces, jaki możemy osiągnąć.

Pozostaje zatem życzyć awansu koszykarzy w środę i piłkarzy...

Za jakieś trzy tygodnie. (uśmiech) Byłoby świetnie.

I byłyby trzy awanse [także siatkarki - przyp. red.] w jednym sezonie.

Dokładnie. Siatkarki miały najłatwiej. (śmiech) Dziękuję za życzenia. Postaramy się nie zawieść kibiców. Mamy nadzieję, że ok. 250-300 osób z Łodzi wybierze się na to spotkanie do Dąbrowy i zrobią małe łódzkie piekło.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto