Zarobki katowickie są wyższe o 1.530 zł, warszawskie o 1.480 zł, gdańskie o 1.200 zł. Poznaniak jest bogatszy od łodzianina o 700 zł, wrocławianin o 390 zł, krakowianin o 360 zł - tak wygląda Łódź na tle innych polskich miast.
Środek drugiej ligi
Obecnie urzędujący w najważniejszych gabinetach w magistracie powiedzą, że te same kłopoty Łódź miała pięć i dziesięć lat temu. To prawda, że fotel prezydenta nie miał szczęścia do prawdziwych "ojców miasta". Ale zwalanie winy na poprzedników i powszechny kryzys gospodarczy nie poprawi miejsca Łodzi w rankingach. Innym kryzys też zajrzał w oczy, a mimo to Gdańsk, Poznań, Wrocław czy Kraków wychodzą z niego mniej poobijane.
Jeśli mają rację ci, którzy - jak prof. Jacek Kaczmarek z UŁ, znawca problemów typowych dla dużych aglomeracji - za główny wyznacznik rozwoju lub stagnacji konkretnego miasta uważają rosnącą lub malejącą liczbę mieszkańców, to czas najwyższy bić na alarm. 1 lipca 2007 r. Kraków prześcignął Łódź pod względem liczby ludności o 20 osób, przez trzy lata jego przewaga wzrosła już do ponad 13 tys. Według demograficznych prognoz, na koniec tego roku Łódź będzie liczyła 739 tys. mieszkańców, a Kraków 755 tys. (o 16 tys. więcej).
Z drugiego na osiemnaste
Ale na utracie statusu drugiego miasta w Polsce problem się nie kończy. Nie tak dawno eksperci banku Nordea dawali Łodzi w rankingu siódme miejsce, teraz szukać nas trzeba w drugiej dziesiątce. Spadliśmy nie tylko za Kraków, Poznań, Wrocław, o Warszawie nie wspominając, ale także Katowice, Gdańsk, a nawet takie "maleństwo" jak 170-tysięczny Rzeszów.
W opracowanym na podstawie danych GUS rankingu 26 dużych i średnich miast, opublikowanym przez jeden z ogólnopolskich tygodników, Łódź wylądowała dopiero na 18. miejscu. To wynik oceny poszczególnych grodów w 24 kategoriach - od liczby ludności, średnich zarobków i skali bezrobocia począwszy, na ścieżkach rowerowych, kinach i jakości powietrza kończąc.
Dlaczego wypadliśmy z grupy aglomeracji o ambicjach metropolitalnych? Oto jedna z odpowiedzi na to pytanie:
- My jako jedyne wielkie miasto jesteśmy już w drugiej lidze - ubolewa prof. dr hab. Stefan Krajewski, dyr. Instytutu Ekonomii w Łodzi. - Mało tego - nawet nie przewodzimy średniakom, czyli miastom o liczbie mieszkańców od 150 do 300 tysięcy. Moim zdaniem, to efekt tego, że od dawna nie mamy skutecznych gospodarzy miasta, którzy potrafią nie tylko mówić o wizjach, ale je realizować. To nieprawda, że nie można stworzyć silnej ekipy rządzącej z ludzi pochodzących z różnych opcji politycznych. Przykładem jest bardzo konserwatywny i katolicki Rzeszów. Tam prezydentem jest człowiek lewicy Tadeusz Ferenc, który ma największe w Polsce poparcie lokalnej społeczności. Kiedy prezydent Rzeszowa uznał, że aby spowodować wzrost budżetu, należy się zadłużać do bezpiecznego progu, a pieniądze te przeznaczać na inwestycje, niemal cała rada miejska stanęła za nim murem. Tymczasem w łódzkiej RM czubią się ludzie nawet z tej samej partii.
Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?