Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bełchatów. Strajk w szpitalu. Placówka stanie na dwie godziny

Maciej Wiśniewski
Archiwum
Bełchatów. Strajk w szpitalu zapowiadany jest na czwartek, 21 kwietnia. Tego dnia na dwie godziny Szpital Wojewódzki im. Jana Pawła II stanie. Ci, którzy rano będą chcieli zarejestrować się do lekarza, skorzystać z badań i wizyt w poradni, będą musieli odejść z kwitkiem. Pracownicy szpitala mówią bowiem wprost - żarty się skończyły.

Załoga szpitala w Bełchatowie ogłosiła strajk, bo ma już dość czekania na podwyżkę. Na dwie godziny wszyscy pracownicy odejdą od swoich miejsc pracy. Akcja strajkowa zaplanowana została między godz. 8 a 10 rano.

- Będziemy pracować w systemie ostrego dyżuru, w związku z tym, chcę wszystkich uspokoić, nikt z pacjentów nie będzie pozbawiony opieki - mówi Iwona Darmach, przewodnicząca Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych w bełchatow-skim szpitalu i jedna ze współprzewodniczących komitetu strajkowego.

Wiadomo, że strajk nie będzie polegał tylko na zaprzestaniu pracy, ale przed szpitalem odbędzie się pikieta. I na pewno będzie głośno, bo jak mówi Wojciech Jendrusiak, ze związku zawodowego „Zmiana - Jedność Pracownicza”, swój przyjazd zapowiedzieli związkowcy z sąsiednich miast, a nawet ze Śląska.

- Mamy osoby doświadczone w organizowaniu tego typu strajków i protestów, więc na pewno będzie głośno - mówi związkowiec. - Musimy wykrzyczeć nasze argumenty, żeby były dobrze słyszane - dodaje.

Inwestuje się we wszystko, tylko nie w pracowników

- Determinacja wśród załogi jest duża, nie możemy wiecznie czekać z założonymi rękami - mówi Marian Pindras, szef szpitalnej „Solidarności” i jeden z trzech współprzewodniczących komitetu strajkowego. - Ostatnią znaczącą podwyżkę mieliśmy w 2009 roku, w sporze zbiorowym z dyrekcją jesteśmy od czterech lat i ciągle słyszymy, że nie ma dla nas pieniędzy - dodaje.

- Na przestrzeni ostatnich lat szpital się rozwija, kupowany jest nowy sprzęt, modernizowane są oddziały, rozwijana specja-listyka, tylko my stoimy w miejscu - mówi Iwona Darmach. - Inwestuje się w maszyny, procedury, badania, ale w ogóle w tym szpitalu nie inwestuje się w kapitał ludzki - dodaje.

Strajk organizuje jedenaście związków zawodowych, czyli wszystkie działające w szpitalu. Wszystkie od 2012 roku toczą z dyrekcją spór zbiorowy. Kiedy go ogłaszali, zażądali tysiąca złotych podwyżki dla każdego pracownika szpitala i gwarancji zatrudnienia. Ale też od razu mówią, że to kwota wyjściowa, bo każdy zdaje sobie sprawę, że na taką podwyżkę liczyć nie mogą. Ale chcą negocjować, tyle, że nie ma z kim.

- Negocjacje polegają na tym, że każda ze stron jest w stanie ustąpić z części swoich roszczeń, my jesteśmy do tego gotowi, obniżając nasze żądania płacowe, ale dyrekcja też musi ustąpić ze stanowiska, że na podwyżki nie ma szans - mówi Dariusz Tąpała, przewodniczący Związku Zawodowego Lekarzy w bełcha-towskim szpitalu i trzeci ze współprzewodniczących komitetu strajkowego.

Strajk w szpitalu mógł odbyć się już wczoraj, bo pierwotnie związkowcy zaplanowali go na 14 kwietnia, ale chcieli jeszcze dopełnić wszystkich formalności. Działający od 2012 roku komitet protestacyjny przemianowali w komitet strajkowy. Odwrotu nie ma, chyba, że nastąpi przełom, ale na to się nie zanosi. Decyzję o strajku związkowcy podjęli po nieudanych negocjacjach z dyrekcją, które odbyły się 7 kwietnia.

Paweł Skoczylas, który od grudnia ubiegłego roku jest dyrektorem szpitala w Bełchatowie i zastąpił na tym stanowisku zwolnionego w maju 2015 roku Mirosława Leszczyńskiego, nie chciał rozmawiać o sytuacji w szpitalu.

- Obecnie sytuacja finansowa szpitala nie upoważnia do podejmowania decyzji o przyznaniu podwyżek - to jedyne stanowisko dyrekcji placówki, nadesłane przez rzeczniczkę Anetę Kurzyńską. Władze placówki nie chcą rozmawiać o tym, jak rzeczywiście wyglądają finanse szpitala. Podkreślają jedynie, że płace w bełchatowskiej placówce plasują się mniej więcej w połowie tego, co zarabia się w innych szpitalach wojewódzkich, ale prym wiodą tutaj łódzkie placówki. A zatrudnienie w szpitalu w Bełchatowie jest jednym z wyższych w Łódzkiem.


Za strajkiem cała załoga

Ostatnią podwyżkę wszyscy pracownicy szpitala dostali w 2009 roku, po trzytygodniowym, dramatycznym strajku okupacyjnym pielęgniarek i położnych. W powietrzu wisiała wówczas nawet groźba strajku głodowego.

- Były osoby chętne, ale jest to zbyt drastyczne, nie warto poświęcać zdrowia, tym bardziej, że średnia wieku w tym szpitalu to ponad 50 lat - podkreśla Iwona Darmach, która wtedy, siedem lat temu stanęła na czele strajku. Wówczas, choć protestowały same pielęgniarki i położne, podwyżkę dostali wszyscy. Teraz panuje zgoda wszystkich grup zawodowych, a obok pielęgniarek i położnych, ramię w ramię idą lekarze, radiolodzy, diagności i obsługa techniczno-administracyjna.

To, że trwający od 2012 roku spór zbiorowy wszystkich związków zawodowych z dyrekcją nie rozlał się jeszcze w poważne niepokoje społeczne, to m.in. efekt odpowiedzialności załogi, która, jak każdy, widzi finansowe niedobory w służbie zdrowia. Konflikt łagodziły też dwie nieznaczne podwyżki, które wszyscy pracownicy dostali w ostatnich dwóch latach. Najpierw w 2014 roku 80 zł, a w 2015 - 70 zł.

Tyle, że jak mówią związkowcy, to nie pokrywa inflacji, a podwyżki są niższe niż wzrost płacy minimalnej w tym okresie.

W czerwcu ubiegłego roku za zdecydowanymi krokami opowiedziała się cała załoga szpitala. W referendum strajkowym wzięło udział ponad 67 proc. Pracowników szpitala. Aż 94 procent z nich opowiedziało się za strajkiem.

To, że nie odbył się on w tamtym roku, to wynik zawirowań ze zmianą dyrektora. Prawie pół roku szpital nie miał szefa, obowiązki te pełniła wicedyrektorka i główna księgowa Wanda Golec. Nowemu dyrektorowi związkowcy dali kilka miesięcy na zaznajomienie się z sytuacją. Zresztą, jak mówi Iwona Darmach, na jego prośbę.

Ale ubiegło tygodniowy pat, skłonił związki do zaostrzenia protestu.
- Sytuacja jest patowa, bo trwa już cztery lata - mówi Iwona Darmach. - Jako pracownicy i związkowcy chcielibyśmy bardzo uniknąć strajku, ponieważ nie jest to forma dialogu, tylko presji. Ale niestety dyrekcja nie daje nam wyboru - dodaje.

Aneta Kurzyńska, rzeczniczka szpitala podkreśla, że wzrost wynagrodzeń w sektorze ochrony zdrowia wymaga rozwiązań systemowych, podobnie jak to miało miejsce w ubiegłym roku w odpowiedzi na postulaty pielęgniarek i położnych. Chodzi o porozumienie na szczeblu krajowym zawarte jeszcze z poprzednim ministrem zdrowia Marianem Zembalą, w ramach którego pielęgniarki mają dostawać po 400 zł brutto podwyżki przez cztery lata.

Tyle, że jak mówi Iwona Darmach, to efekt wieloletnich starań o wzrost wynagrodzeń w tej grupie zawodowej, który ma skłonić młode osoby do podejmowania zawodu pielęgniarki. Dziś na polskim rynku jest ich deficyt, a średnia wieku pielęgniarek i położnych rośnie.

Jak mówi Dariusz Tąpała, niewykluczone, że jeśli czwartkowy protest nie przyniesie rezultatu, związkowcy będą musieli go zaostrzyć, nie wykluczając strajku generalnego.

- Każdy strajk niesie ujemne skutki dla finansów szpitala, ale to rola dyrekcji, aby przeanalizować, czy się to opłaca czy nie - podkreśla - Może się okazać, że podwyżka będzie tańszym rozwiązaniem.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziwne wpisy Jacka Protasiewicz. Wojewoda traci stanowisko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na belchatow.naszemiasto.pl Nasze Miasto