Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Behemoth zdobywa świat

Marek Świrkowicz
Dzisiejsza premiera krążka "Evangelion" dowodzi, że polskim muzycznym towarem eksportowym nie jest mdły pop, bezbarwny folk ani zmurszała klasyka, lecz krwisty i mroczny death metal.

Dzisiejsza premiera krążka "Evangelion" dowodzi, że polskim muzycznym towarem eksportowym nie jest mdły pop, bezbarwny folk ani zmurszała klasyka, lecz krwisty i mroczny death metal.

To historia niczym z hollywoodzkiego filmu. Jeszcze niedawno nazwa Behemoth znana była jedynie małej garstce odzianych w czarne skóry rodzimych koneserów ekstremalnej muzyki metalowej, a szerszej publiczności mogła się kojarzyć co najwyżej z piekielnym kotem z powieści Bułhakowa. Teraz pojawia się na łamach najbardziej opiniotwórczych światowych mediów - z "New York Timesem" na czele - a nad Wisłą powtarzają ją także ci, którzy nigdy wcześniej nie otarli się nawet o demoniczny świat metalu.

Ale trudno się dziwić. Gdański kolektyw pod wodzą Adama Darskiego (bardziej znanego pod muzyczną ksywką Nergal) dokonał tego, o czym inni nadwiślańscy artyści mogą tylko pomarzyć. Szturmem wdarł się do światowej muzycznej czołówki i dziś jest jednym z najważniejszych, jeśli nie najważniejszym zespołem w obrębie swojego gatunku. I bez dwóch zdań najbardziej znanym na świecie polskim tworem na współczesnej scenie, nie tylko metalowej. Zapomnijcie o poczciwej Basi Trzetrzelewskiej czy nawet Tomaszu Stańce. Zatem chcecie tego czy nie, oto nadeszła era Behemotha. A członkowie grupy doskonale potrafią wykorzystać swą dobrą passę.

Dość wspomnieć, że dziś, w dniu polskiej premiery swego najnowszego dzieła zatytułowanego "Evangelion" (premiera amerykańska dopiero we wtorek), Nergal z kolegami nie siedzą w jakimś podrzędnym studiu radiowym, zabiegając o emisję nowych kawałków, ale są akurat na półmetku amerykańskiej trasy koncertowej u boku Marilyna Mansona i grupy Slayer. Kto choć trochę orientuje się w świecie ostrego grania, wie, co znaczą te nazwy dla przeciętnego fana masywnych riffów. A to zaledwie wycinek koncertowej odysei "pomorskiej bestii" po światowych scenach. Behemoth bowiem to perfekcyjna machina sceniczna, która dociera dziś nawet do tak egzotycznych miejsc na globie jak Nowa Zelandia, Ekwador, Chiny czy rosyjski Magnitogorsk. I wszędzie tam muzycy są przyjmowani jak globalne gwiazdy. A "Evangelion" to bodaj pierwsza płyta w historii polskiego rocka, na którą z niecierpliwością czekają fani pod każdą szerokością geograficzną.

Już poprzedni krążek "The Apostasy" z 2007 roku (z gościnnym udziałem m.in. Leszka Możdżera) narobił sporo zamieszania na światowych rynkach. Znalazł się na 149. miejscu słynnej listy "Billboard 200", zebrał przy tym mnóstwo pozytywnych recenzji (m.in. na łamach "New York Timesa") i przyniósł zespołowi najważniejsze europejskie wyróżnienie w dziedzinie muzyki metalowej - statuetkę Golden God, przyznawaną przez prestiżowy brytyjski magazyn "Metal Hammer". A tym razem zarówno sami muzycy, jak i ci, którzy już słyszeli nowy album, nie mają wątpliwości, że "Evangelion" poradzi sobie jeszcze lepiej.

Nie spodziewajcie się jednak, że zachęcony kuszącą wonią sławy Behemoth złagodniał i zwolnił tempo. Nic z tych rzeczy. Muzyka grupy to wciąż ekstremalny, piekielnie ostry death metal, bezlitośnie atakujący słuchacza masywnymi riffami, ponaddźwiękowymi perkusyjnymi kanonadami i przeraźliwym wrzaskiem lidera. Tyle że to death metal kunsztowny, wirtuozerski, fantastycznie brzmiący (nad miksami czuwał guru ostrych brzmień Colin Richardson) i nade wszystko inteligentny. Nergal (w cywilu magister historii) raz po raz zaskakuje literackimi odniesieniami, m.in. do Marcela Prousta, Jeana Geneta czy Jeana-Paula Sartre'a, a na deser serwuje porywającą metalową interpretację wiersza "Lucifer" zapomnianego dziś młodopolskiego poety Tadeusza Micińskiego, wykonaną wspólnie - i tu kolejne zaskoczenie dla fanów grupy - z Maćkiem Maleńczukiem.

Co tu zresztą dużo gadać po próżnicy, Behemoth po prostu wie, jak stworzyć produkt najwyższej jakości. I na muzyczne oblicze formacji nie mają wpływu ani powtarzające się wściekłe ataki ze strony szefa Ogólnopolskiego Komitetu Obrony przed Sektami Ryszarda Nowaka (który z Nergala uczynił sobie ulubiony worek do bicia), ani rozdmuchane przez tabloidy do granic możliwości coraz pikantniejsze doniesienia o gorącym romansie lidera Behemotha z powabną Dodą.

Choć złośliwcy utrzymują, iż to akurat sprytnie rozegrany chwyt marketingowy. Jedno wszak jest pewne - najwyższy czas przestać się bać Behemotha i docenić jego kolosalny, acz kontrowersyjny wkład w popularyzację rodzimej kultury. Bo choć różni artyści pretendowali już do tronu nadwiślańskiej muzyki, to takiego zespołu jak Behemoth jeszcze nie mieliśmy.

Behemoth, "Evangelion", dystr. Mystic, premiera 7.08, cena 34,50 zł

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Behemoth zdobywa świat - Warszawa Nasze Miasto

Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto