Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

100 dni prezydent Hanny Zdanowskiej

Monika Pawlak
22 marca mija 100 dni prezydentury Hanny Zdanowskiej. Dni bardzo niespokojnych, naznaczonych protestami i kontrowersyjnymi decyzjami
22 marca mija 100 dni prezydentury Hanny Zdanowskiej. Dni bardzo niespokojnych, naznaczonych protestami i kontrowersyjnymi decyzjami fot. Grzegorz Gałasiński
O pierwszych stu dniach prezydentury Hanny Zdanowskiej można powiedzieć jedno: nie były to spokojne dni. A pierwsze półtora miesiąca rządów obecnej prezydent wcale nie zapowiadało takiej burzy.

Oceniając pierwsze sto dni prezydentury Hanny Zdanowskiej trzeba się zacząć od nominacji dla wiceprezydentów. Zamiast - czego wielu się spodziewało - polityków, prezydent Łodzi postawiła na samorządowców z czteroletnim doświadczenie w Radzie Miejskiej (Agnieszka Nowak i Krzysztof Piątkowski) oraz dwóch ludzi związanych bardziej z biznesem niż polityką (Marek Cieślak i Paweł Paczkowski).

Nowa prezydent w pewnym sensie zdefiniowała wtedy styl swojej prezydentury (polityka będzie na drugim czy dalszym planie) i dała sygnał, że pogłoski jakoby minister Cezary Grabarczyk miał rządzić Łodzią z tylnego fotela są mocno przesadzone. Owszem, ludzie związani z ministrem infrastruktury dostali stanowiska w radach nadzorczych miejskich spółek, ale nie ma ich (póki co) w zarządach tych spółek, nie dostali też kluczowych posad w magistracie. Tymi nominacjami Hanna Zdanowska zaskarbiła sobie przychylność tej grupy łodzian, która po siedmiu latach upolitycznionych do granic możliwości rządów Jerzego Kropiwnickiego, chciała widzieć w prezydenckim fotelu gospodarza. Czyli kogoś, kto zajmie się rozwiązywaniem przyziemnych problemów w stylu dziura w jezdni, brudny tramwaj czy przeciekający dach w kamienicy.

Koalicja PO i PiS, będąca konsekwencją nominacji wiceprezydenckiej dla Krzysztofa Piątkowskiego, wzbudziła co najwyżej zdziwienie. Powód? Powszechnie znana niechęć prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego do premiera Donalda Tuska i samej Platformy Obywatelskiej. Ale na łódzkim podwórku wchodziło w rachubę takie porozumienie albo żadne. Teoretycznie wyjściem alternatywnym była koalicja z SLD, ale Hanna Zdanowska, jeszcze jako szef PO w Łodzi, krytycznie wypowiadała się o rządach PO i SLD kiedy pełniącym obowiązki prezydenta po referendum i odwołaniu Jerzego Kropiwnickiego był Tomasz Sadzyński.

A po co była ta koalicja - zapyta ktoś - skoro Platforma wprowadziła do Rady Miejskiej 23 radnych? Przecież to gwarantowało jej większość, a co za tym idzie przeforsowanie każdego projektu? To była polisa bezpieczeństwa prezydent Łodzi na wypadek buntu w klubie radnych PO. Publiczną tajemnicą jest niechęć jaką darzą się ministrowie Cezary Grabarczyk i Krzysztof Kwiatkowski, a ten drugi zdołał wprowadzić do rady piątkę swoich ludzi. Zatem Hanna Zdanowska chciała się zabezpieczyć na wypadek gdyby ta piątka opuściła szeregi PO i stworzyła nowy, opozycyjny już klub. Próby czasu nie wytrzymała na razie koalicja PO i PiS, która rozleciała się w połowie lutego po słynnym głosowaniu nad likwidacją szkół. Pięciu radnych PiS i wiceprezydent Piątkowski zostali wykluczeni z partii, bo poparli projekt, a prezydent Zdanowska niesubordynację koalicjanta uznała za formalne zerwanie porozumienia.

Sesja budżetowa - wydawałoby się pewny punkt zapalny - też minęła bez emocji. Hanna Zdanowska pokazała przy tej okazji talenty negocjacyjne: po raz pierwszy od lat opozycyjni radni SLD poparli budżet. Co prawda podkreślili, że dają w ten sposób pani prezydent kredyt zaufania, ale wydarzenie jest bez precedensu. A gdzie tu dyplomacja pani prezydent? Budżet przygotowywał Tomasz Sadzyński. Prezydent Zdanowska zdołała w krótkim czasie (niespełna miesiąc) tak go skorygować, że zawarła w nim kluczowe poprawki zgłaszane przez radnych, także tych z SLD. Negocjacje na linii prezydent-radni odbyły się w zaciszu prezydenckiego gabinetu, dzięki czemu sesja budżetowa nie była festiwalem krytyki wszystkiego. Ale ten spokój szybko się skończył, a pierwszym punktem zapalnym, swoistą bombą z opóźnionym zapłonem i szerokim polem rażenia, okazał się projekt likwidacji szkół.

Nikt się tego nie spodziewał, zainteresowani (dyrektorzy placówek przeznaczonych do zamknięcia) ponoć dowiedzieli się o projekcie z gabinetowych rozmów z wiceprezydentem Piątkowskim, ale sprawa szybko ujrzała światło dzienne. Radni - szczególnie SLD - natychmiast podnieśli larum. Szybko dołączyły do nich oświatowe związki zawodowe, nauczyciele, rodzice i sami uczniowie. I zaczęło się. Tłum protestujących uniemożliwił praktycznie obrady komisji edukacji Rady Miejskiej. Jeszcze większy pojawił się na sesji rady kiedy zapadała decyzja o zamiarze likwidacji. Gwizdy, krzyki w stylu "Zdanowska na taczki", transparenty - atmosfera przypominała słynne protesty górników przed Sejmem. Decyzja jednak zapadła, a jej konsekwencją był rozłam w klubie radnych PiS i w efekcie - wykluczenia.

Co na to Hanna Zdanowska? Nic. Prezydent Łodzi zostawiła z problemem wiceprezydenta Piątkowskiego. On tłumaczył się dziennikarzom, przyjmował protestujących, usiłował wyjaśniać powody tej decyzji. Prezydent Zdanowska udzieliła mu wsparcia raz - kiedy po wykluczeniu z partii piątki radnych PiS stanęła obok Piątkowskiego i zapewniła, że koalicja PO i PiS nie istnieje, a partnerem do współpracy jest Piątkowski i "jego" radni. Dlaczego Hanna Zdanowska stała z boku, jakby dystansując się od całego zawirowania? Nie wiadomo, ale rychło okazało się, że nie był to odosobniony przypadek. W podobny sposób prezydent Łodzi zachowała się podczas dyskusji o przywróceniu ruchu na Piotrkowskiej, nie zabrała też głosu w sprawie planowanej restrukturyzacji magistratu, ani powrotu ludzi prezydenta Kropiwnickiego do władzy.

S prawa Piotrkowskiej wypłynęła w mediach po spotkaniu prezydent Łodzi z przedsiębiorcami z ulicy, na którym zadeklarowała, że przywróci tam ruch samochodów. Po czym... wyjechała na targi do Cannes, choć w tym czasie odbywała się sesja rady, na której zaplanowana była dyskusja w tej sprawie. Radni PiS i SLD zgodnie mówili, że to prezydent Łodzi powinna odpowiadać na ich pytania, a nie jej zastępcy. Sugerowali też przesunięcie dyskusji na inny termin, ale radni PO (mając większość) przeforsowali swoje i opowiedzieli się przeciw samochodom na deptaku. Hanna Zdanowska może teraz iść do przedsiębiorców i powiedzieć: to nie ja, to źli radni. Tylko czy prezydent wychodzi na osobę poważną?

Restrukturyzacja magistratu jest trzymana w ścisłej tajemnicy, wiadomo, że ludzie stracą posady, a zmiany mają dać oszczędności po stronie wydatków. A co likwidacja delegatur oznacza dla przeciętnego łodzianina? Nie wiadomo. Tak jak nie wiadomo czemu ma to wszystko służyć, ani ile kosztować. Nie chce o tym mówić ani prezydent, ani jej służby prasowe. Czy dlatego, że temat znów jest kontrowersyjny, a Hanna Zdanowska nie chce być kojarzona ze złymi decyzjami?

Jest jeszcze jedna kontrowersja. Na kluczowe stanowiska w miejskich spółkach wracają ludzie kojarzeni z Jerzym Kropiwnickim. Włodzimierz Tomaszewski, Monika Kern i jeszcze kilku o mniej znanych nazwiskach. Pytana wprost prezydent odpowiada, że Tomaszewski uzyskał kilkunastoprocentowe poparcie w wyborach, więc nie chce lekceważyć jego środowiska. Ponieważ jednak Tomaszewski i jego ŁPO poparło Zdanowską w drugiej turze wyborów, sprawa wygląda raczej na spłacanie przedwyborczych długów. A może jest jeszcze inny powót tych powrotów, bardziej prozaiczny - krótka ławka kadrowa w Platformie? Sama Hanna Zdanowska tej tezie zaprzecza i zapewnia, że przynależność czy sympatie polityczne pracowników magistratu nie mają znaczenia. Liczą się tylko kompetencje.

Dotychczasowy styl rządów Hanny Zdanowskiej rodzi także pytanie, kto właściwie rządzi w mieście. Powstaje wrażenie, że prezydent Łodzi wyręcza się wiceprezydentami, delegując na nich co trudniejsze decyzje, podczas gdy sama działa jakby w tle. Czy ma do nich takie zaufanie, że daje im wolną rękę? A może to lęk przed osobistą odpowiedzialnością za niepopularne decyzje? Odpowiedzi na te pytania poznamy pewnie niebawem.

Pierwsze sto dni Hanny Zdanowskiej pokazują, że raczej nie będzie to spokojna prezydentura. Spory i protesty będą się powtarzać, bo jeszcze wiele niepopularnych decyzji trzeba podjąć.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto