Naszym zdaniem chodzi tu głównie o wszystkie cztery spotkania ligowe, które Widzew przegrał po 0:1 (z Wisłą Kraków, z Legią, z PGE GKS Bełchatów oraz z Zagłębiem Lubin). Dwa z nich rozegrane zostały w Łodzi, a dwa na stadionach rywali. Czyli miejsce meczu nie jest tym, co łączyło te słabe występy widzewiaków. Co dziwniejsze, w tych czterech spotkaniach rywale nie prezentowali dobrej dyspozycji, a nawet można stwierdzić, że mieli niekiedy zły dzień. Wyjątek stanowił dobry, szybki, agresywny pierwszy kwadrans w wykonaniu Legii w Łodzi. We wszystkich wymienionych spotkaniach rywale potrafili uśpić Widzew, zwalniać grę, podawać piłkę w poprzek boiska, jakby zapominając o akcjach ofensywnych. Łodzianie dawali sobie narzucić taki sam senny styl gry. Nie było przywódcy, który kolegom przerwałby boiskową drzemkę. Kiedy przeciwnicy walczyli o zwycięstwo z Widzewem preferując atak, otwartą grę (Korona, Jagiellonia, nawet Śląsk), to Widzew udowadniał, że stać go na wiele.
Przy tych wszystkich jednobramkowych porażkach przeciwnicy łodzian oddali jeden groźny strzał. Było to precyzyjne uderzenie z wolnego z 17 metrów Dawida Pliżgi, który pokonał Bartosza Kanieckiego na nowym stadionie w Lubinie. Później obaj zostali powołani do kadry seniorów na mecz z Bośnią i Hercegowiną w Turcji. Pozostałe trzy bramki, które zadecydowały o porażkach Widzewa, były łatwe do uniknięcia i nawet trudno je nazwać strzałami. W meczach z Legią i Bełchatowem bramkarz i obrońcy Widzewa pozwolili na wepchnięcie piłki do bramki z najbliższej odległości po stałych fragmentach gry, z widocznym lotem piłki. Takie gole nie padają nawet w rozgrywkach juniorów. Absolutnie nie można nazwać ich pechowymi. To była sroga kara za brak koncentracji, zdecydowania, podziału zadań we własnym polu karnym, niezrozumiałe zawahania bramkarza. W Bełchatowie nie było już szans, by zmazać ten blamaż, bo doliczony czas gry już dawno minął, ale w pozostałych spotkaniach można było choćby doprowadzić do wyrównania. Np. Wisła ostatnie pół godziny grała w dziesiątkę, a Cleber wykopywał piłkę w trybuny. Wtedy też wśród widzewiaków brakowało przywódcy. Ważnym zadaniem trenera Czesława Michniewicza jest wykreowanie takiego lidera. A w 2011 roku życzymy łodzianom, by udowodnili, że limit tych frajerskich porażek po 0:1 już wyczerpali.
Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?