Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Widzew ma skończyć z podobnymi meczami

Bogusław Kukuć
Nawet bełchatowianie byli zaskoczeni, że z dwóch Marcinów gola strzelił Drzymont, a nie Robak
Nawet bełchatowianie byli zaskoczeni, że z dwóch Marcinów gola strzelił Drzymont, a nie Robak fot. Dariusz Śmigielski
W ocenach dokonań poszczególnych klubów w rundzie jesiennej ekstraklasy w stosunku do Widzewa panuje zdumiewająca zbieżność. Uważa się, że drużyna z al. Piłsudskiego, zajmując dwunaste miejsce w tabeli półmetka rozgrywek, nie wykorzystała potencjału kadrowego i straciła sporo punktów w beztroski, łatwy do uniknięcia sposób. O potencjale poszczególnych formacji już pisaliśmy. Ale na czym polegało to jesienne trwonienie punktów? Spróbujmy odpowiedzieć na to pytanie.

Naszym zdaniem chodzi tu głównie o wszystkie cztery spotkania ligowe, które Widzew przegrał po 0:1 (z Wisłą Kraków, z Legią, z PGE GKS Bełchatów oraz z Zagłębiem Lubin). Dwa z nich rozegrane zostały w Łodzi, a dwa na stadionach rywali. Czyli miejsce meczu nie jest tym, co łączyło te słabe występy widzewiaków. Co dziwniejsze, w tych czterech spotkaniach rywale nie prezentowali dobrej dyspozycji, a nawet można stwierdzić, że mieli niekiedy zły dzień. Wyjątek stanowił dobry, szybki, agresywny pierwszy kwadrans w wykonaniu Legii w Łodzi. We wszystkich wymienionych spotkaniach rywale potrafili uśpić Widzew, zwalniać grę, podawać piłkę w poprzek boiska, jakby zapominając o akcjach ofensywnych. Łodzianie dawali sobie narzucić taki sam senny styl gry. Nie było przywódcy, który kolegom przerwałby boiskową drzemkę. Kiedy przeciwnicy walczyli o zwycięstwo z Widzewem preferując atak, otwartą grę (Korona, Jagiellonia, nawet Śląsk), to Widzew udowadniał, że stać go na wiele.

Przy tych wszystkich jednobramkowych porażkach przeciwnicy łodzian oddali jeden groźny strzał. Było to precyzyjne uderzenie z wolnego z 17 metrów Dawida Pliżgi, który pokonał Bartosza Kanieckiego na nowym stadionie w Lubinie. Później obaj zostali powołani do kadry seniorów na mecz z Bośnią i Hercegowiną w Turcji. Pozostałe trzy bramki, które zadecydowały o porażkach Widzewa, były łatwe do uniknięcia i nawet trudno je nazwać strzałami. W meczach z Legią i Bełchatowem bramkarz i obrońcy Widzewa pozwolili na wepchnięcie piłki do bramki z najbliższej odległości po stałych fragmentach gry, z widocznym lotem piłki. Takie gole nie padają nawet w rozgrywkach juniorów. Absolutnie nie można nazwać ich pechowymi. To była sroga kara za brak koncentracji, zdecydowania, podziału zadań we własnym polu karnym, niezrozumiałe zawahania bramkarza. W Bełchatowie nie było już szans, by zmazać ten blamaż, bo doliczony czas gry już dawno minął, ale w pozostałych spotkaniach można było choćby doprowadzić do wyrównania. Np. Wisła ostatnie pół godziny grała w dziesiątkę, a Cleber wykopywał piłkę w trybuny. Wtedy też wśród widzewiaków brakowało przywódcy. Ważnym zadaniem trenera Czesława Michniewicza jest wykreowanie takiego lidera. A w 2011 roku życzymy łodzianom, by udowodnili, że limit tych frajerskich porażek po 0:1 już wyczerpali.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto