Szefową sztabu Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy jest po raz pierwszy, ale z orkiestrą jest związana od swojego pierwszego dnia na świecie. Martyna Lodczyk ze Zduńskiej Woli podkreśla, że orkiestrze zawdzięcza życie. Dlatego będzie grać z WOŚP do końca świata i o jeden dzień dłużej.
Martyna Lodczyk w tym roku kieruje sztabem WOŚP działającym w hufcu ZHP w Zduńskiej Woli. To jeden z wielu sztabów, które będą w niedzielę pracowały przy zbiórce pieniędzy dla fundacji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy przeznaczonych na sprzęt medyczny dla dzieci i seniorów. Taki sprzęt zakupiony z pierwszych zbiórek, w latach 90. ubiegłego wieku, uratował Martynę. A ona od lat pomaga, by uratowani byli inni. Tak jest już od czasu, gdy była zuchem.
- To mogło być, zaraz niech policzę... Od 13. finału? A pierwszy identyfikator mam chyba z 16. finału - zastanawia się Martyna Lodczyk.
Dzisiejsza szefowa sztabu urodziła się jako wcześniak we wrześniu 1995 r. w zduńskowolskim szpitalu. Narodziny były zaskoczeniem dla rodziców. Martyna przyszła na świat w 31. tygodniu przez cesarskie cięcie. Główną rolę w tej historii odegrały jednak „owsiakowa” karetka i inkubator. To w nim okruszek, jakim była Martyna, przewieziony został do szpitala przy Spornej w Łodzi.
Mama Martyny wspomina, że córka życie zawdzięcza orkiestrze i lekarzowi Robertowi Paulowi, który poprosił o przewóz specjalistyczny z Łodzi. Karetka jechała z Centrum Zdrowia Matki Polki, bo tylko tam był taki sprzęt do przewozu dzieci. Inkubator z serduszkiem przyjechał do Zduńskiej Woli w kilka godzin po porodzie. Dziewczynka ważyła wtedy nieco ponad 1,2 kg. Dostała 2 punkty na 10 możliwych w skali Apgar.
- Dziecka nawet nie widziałam. Wiedziałam tylko, że mam córkę, ale nie mogłam jest dotknąć, zobaczyć - opowiada drżącym głosem Małgorzata Lodczyk, mama Martyny.
Życie matki także było zagrożone. Dziecko pierwszy raz w łódzkim szpitalu mogła odwiedzić dopiero w dziesiątej dobie jego życia. Podkreśla, że emocje, wtedy ogromne, wciąż są żywe.
- Zobaczyłam istotkę, która jest ociupinką. Doktor mi ją wyjął z tego inkubatora, odwinął z becików, a ja pomyślałam: przecież to sama skóra i kości! Łydkę miała jak mój kciuk. Bałam się jej dotknąć. Bałam się, że mój dotyk zrobi jej krzywdę. To był dla mnie straszny stres - wspomina pani Małgorzata. - Pierwsza kąpiel. A tu paluszki jak zapałeczki! Jak tego dotknąć? Jak to takie drobniutkie, malutkie. Tak strasznie się bałam.
Martyna o swojej historii słyszała od rodziców od samego początku. Razem chodzili wrzucać pieniądze do puszki, a mama opowiadała córce, dlaczego to robią. Teraz Martyna oddaje to, co dostała.
- Dobrze jest brać, jeśli ktoś daje, ale dobrze jest też oddać. Tego starałam się córkę nauczyć - mówi Małgorzata Lodczyk. - Jestem honorowym dawcą krwi, bo uważam, że powinno się robić to, co można. Oddaję krew, bo nie mam nic innego, czym mogłabym się podzielić.
Martyna od kilkunastu lat dzieli się, działając na rzecz WOŚP. A przed rokiem spełniło się jej największe marzenie - poznała Jurka Owsiaka. Wystąpiła z nim w programie „Dzień dobry TVN” po 24. finale szalała w warszawskim studiu orkiestry.
- Jak usłyszeli, że jadę się z nim spotkać, to wszyscy w rodzinie płakali - śmieje się Martyna Lodczyk. - To jest taka adrenalina, taka radość. To było takie wow!
Zobacz też: 25. Finał WOŚP w Łodzi. Co będzie się działo na Piotrkowskiej i w Manufakturze?
Łódź przygotowuje się na finał WOŚP. Na aukcję trafi żakiet prezydent miasta
Wybory samorządowe 2024 - II tura
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?