Sobotnie burdy na stadionie Zawiszy i wokół niego, pokazały prawdziwe oblicze łódzkich "kibiców", zwłaszcza tych z al. Unii, choć i widzewscy nie są bez winy. Ich oburzenie karą zakazu organizacji wyjazdów na mecze poza Łodzią, które można wyczytać na internetowych forach, jest groteskowe. Wystarczyło zobaczyć, z jaką pasją usiłowali zniszczyć ogrodzenie bydgoskiego stadionu, by wyrwać się na konfrontację z przeciwnikami...
Niedzielny mecz ŁKS – ostatni rozgrywany w Łodzi przed zimową przerwą - zgromadził niewiele ponad tysiąc osób. Tymczasem dzień wcześniej aż sześćset kiboli ŁKS pofatygowało się do oddalonej o ponad 200 km od Łodzi Bydgoszczy, by zrobić zadymę. Przecież trudno przypuszczać, by jechali na mecz, skoro nie mieli biletów.
To właśnie przez kibolskie rozróby takie jak w Bydgoszczy, coraz częściej słychać dziś w Łodzi głosy, że w naszym mieście niepotrzebne są stadiony.
Łódzcy kibice potrafią przyjść pod urząd miasta, by obrażać władze, ale żeby przyjść na mecz i kupić bilet - to już nie bardzo. W przeliczeniu na liczbę mieszkańców, Łódź ma zdecydowanie najniższą średnią widzów w ekstraklasie. A o ŁKS w ogóle trudno mówić, skoro wychodzi na to, że bardziej opłaca się zrezygnować z organizacji droższych imprez masowych, skoro przychodzi na nie ledwie sto kilkadziesiąt osób więcej niż na zwykłą imprezę, na którą można wpuścić do 999 osób.
Na szczęście władze Łodzi po awanturze w Bydgoszczy nie wycofały się z budowy boiska z jedną trybuną przy al. Unii i podpisały umowę z firmą Mirbud SA ze Skierniewic, która w ciągu dwudziestu miesięcy ma zbudować dla ŁKS stadion z trybuną dla 5,7 tys. widzów.
Szefowie polskich klubów narzekają, że na piłce w Polsce nie da się zarobić. Ale czy ktoś poważnie się zastanowił, dlaczego w innych krajach się da? A może dlatego, że nie ma tam już kiboli? Naprawdę nie musimy poddawać się stadionowej patologii.
I pomyśleć, że piłkarska Łódź kiedyś wyglądała zupełnie inaczej. W drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych najpierw dwa razy z rzędu mistrzem Polski był Widzew, a rok później ŁKS. Tłumy kibiców dopingowały piłkarzy, a Warszawa zgrzytała zębami po porażkach z zespołami z Łodzi. Stadion Widzewa należał do ulubionych obiektów większości polskich piłkarzy, a fanów, którzy dopingiem nieśli łódzkich piłkarzy do walki, zazdrościli nam w całej Polsce. Piłka nożna była wizytówką Łodzi!
Minęło kilkanaście lat - Widzew finansowo ledwie zipie, a ŁKS kilka miesięcy temu spektakularnie upadł. Wydaje się, że w takiej sytuacji największa pomoc powinna przyjść od tych, którzy - jak twierdzą - łódzkie kluby mają w sercach. Chętnie mówią o sobie, że „za Widzew, czy ŁKS oddaliby wszystko". Tymczasem to właśnie oni wbijają swoim klubom nóż w plecy. Ten, który może je dobić.
Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?